Pierwsza runda za nami. Krótka przerwa i czas na kolejne starcie.

Od samego początku wszystko idzie jednak nie tak jak powinno. Śliwa nie może liczyć na wsparcie nawet we własnym narożniku. Próba rapowania na słabiutkim bicie kończy się potknięciem o własne nogi. POZNANIAK NA DESKACH już w pierwszych sekundach!

Wygląda na bardzo zaskoczonego tym co się stało. Wstaje i rzuca się na rapera Solar/Białas. „Rzuca się” to może jednak zbyt wielkie słowo. Nie widzę ani jednego czystego uderzenia, wszystkie odbijają się od bloku przeciwnika. Powoli zaczyna się robić komicznie, ponieważ żaden z ciosów nie zdaje się robić wrażenia na publiczności, nie mówiąc o rywalu  („Kot w butach” rly?). Zręczne uniki i walenie w korpus to za mało. „Delikatna twarz” Solara przynajmniej na razie nie zmieni kolorów.

GONG!

Śliwa wymachując rękoma w geście triumfu zmierza do narożnika. Zachowuje się co najmniej jakby wygrał tę rundę.

To nie jest pojedynek na miarę Mayweather vs. Pacquiao. Raczej walka mocno poobijanego we wcześniejszych bojach duetu (ale nadal pełnego wiary we własne umiejętności) z jurnie podskakującym, wytatuowanym i groźnie wyglądającym (i póki co tylko wyglądającym) ulicznikiem. Dobrze wiecie, kto wygrywa w takich pojedynkach.