Która część garderoby zniknie z A$APA podczas koncertu i będzie licytowana na allegro? Czyja koleżanka będzie bawić się na zapleczach Palladium? I najważniejsze: jak wielką armię będą stanowić modni sezonowcy, którzy  harlemskiego rapera znają jedynie z Fuckin Problems i Wassup. Emocje od momentu potwierdzenia informacji o koncercie amerykańskiego rapera  rosły w siłę z każdym dniem.

Gołym okiem było widać, kto przyszedł na koncert, a kto postanowił się pokazać i przesiedzieć wieczór na sofie robiąc sobie zdjęcia. Wiele gwiazdeczek chciało świecić tego wieczoru, ale nie dla nich postanowiłem przyjechać na koncert (poza tym ścisk i żar skutecznie rozprawił się z każdą koncertową stylizacją).

Powodem był szczerozłoty uśmiech, który rozbłysnął na scenie chwilę po 21:30. Pełen podziwu dla zgromadzonej publiki (która na długo przed pierwszym kawałkiem była już zlana potem), szczęśliwy i w bardzo dobrym humorze.

Ten pozytywny nastrój było doskonale widać od pierwszych minut show, które przygotował nowojorczyk. A$AP Rocky prędko nawiązał więź z prawie tysiącem przytulonych do siebie osób, które chwilę później wspólnie z nim śpiewały refren Long Live A$AP.

Każdy liczył na crowdsurfing… mało brakowało, ale jednak ani Rocky ani Twelvy się na to nie zdecydowali. Woleli wyrzucić w tłum kilkanaście (jak nie kilkadziesiąt) butelek wody, których złapanie dla niektórych było sprawą życia i śmierci (fakt woda i zimne piwo były towarem deficytowym w stale rosnącej temperaturze, ale chyba nie o to chodziło walczącym o Cisowiankę..). Ktoś dostał w głowę, inny nie zobaczył reszty koncertu przez połamane okulary, w końcu dziewczyna przede mną prawie zanotowała upadek z ramion swojego chłopaka. Nic nie było w stanie zrujnować atmosfery. Tłum co rusz ulegał muzyce,  a podczas kawałka z białym murzynem Skrillexem nastąpiła eskalacja wizji dzikiej nocy. Szaleństwo!

Tak było już do samego końca. Oczywiście emocje opadały przy spokojniejszych numerach, ale publika wpatrzona w rapera ani przez chwilę nie postanowiła odpuszczać i próbowała nadążać za Rockym, który z kolei momentami sam musiał nadążać za swoim DJem. Podczas krótkiego (bo zaledwie godzinnego, ale bardzo energicznego) show usłyszeliśmy najpopularniejsze numery z repertuaru 25- letniego Amerykanina: Pussy Money Weed, Hands On The Wheel , Goldie, Wassup czy Purple Swag, w trakcie którego oświetleniowiec zamienił Palladium w purpurową komnatę.

Oczekiwania wobec koncertu były bardzo zróżnicowane, ale wydaje mi się, że Rockyemu udało się skutecznie je zaspokoić (przekrój był bardzo szeroki, widać to także po obecności reprezentantów polskiego podwórka: Eldo, WENA, 2sty i WSZ&CNE). To był melanż, impreza, party, show (nazwijcie to jak chcecie) mniej koncert. Jednak w żaden sposób nie wpłynęło to na zasadność przyjazdu i spędzenia weekendu w stolicy.

Newschool rządzi się innymi prawami, które dotyczą także występów live.

Wild for the night, fuck being polite
I’m going…rock Warsaw hard!