Kanye 2020. Czy to w ogóle realne?
Baracka Obama – polityk, który został celebrytą, aby móc zostać Prezydentem. Kanye West – celebryta, który chce zostać politykiem, aby móc zostać Prezydentem.
Harder, better, faster, stronger. Chociaż w ostatnich latach przede wszystkim bigger. I niekoniecznie chodzi tutaj o kształty Kim, tylko o ego Kanyego.
Kanye jest muzycznym geniuszem, a jego rola w kształtowaniu współczesnego rapu jest niepodważalna. Nie neguję tego. Ba! Będę pierwszym, który stanie w obronie tej tezy. W ostatnich latach jednak coraz częściej słyszeliśmy to nie z ust słuchaczy, a samego artysty. Zazwyczaj towarzyszyła temu charakterystycznie naburmuszona mina.
Raper zaczął coraz bardziej unosić się nad ziemią. Aż w końcu odleciał. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zrobił tego na wizji. Sytuacja miała miejsce podczas tegorocznego rozdania nagród 2015 MTV Video Music Awards.
Do tej pory amerykański system polityczny nie pozwalał kandydatom innych partii niż Republikanie i Demokraci na sukces. Zarówno jedni, jak i drudzy w wyścigu u Prezydenturę wystawiali rasowych polityków. Dyplomatów, doświadczonych dzięki wieloletniej służbie USA.
Dziś sytuacja znacząco się zmieniła. Wszystko dzięki osobie Donalda Trumpa, biznesmena i lobbysty, który poprzez swoją pozycję mógł pozwolić sobie na wejście w kampanię wyborczą. Jego sondaże poszybowały w górę i teraz to Republikanie muszą starać się o to, aby został ich twarzą. Bush? Paul? Nawet Marco Rubio, który miał być największą nadzieją (duży udział miały mieć w tym jego latynoskie korzenie) prawej strony został zmarginalizowany. Według ostatnich sondaży Trump pokonałby jego nawet na Florydzie, z której pochodzi.
Republikanów czeka trudny wybór. Zaryzykują i postawią na Trumpa (to mogłoby doprowadzić do rozłamu w łonie partii), lub będą forsować własnego kandydata.
Załóżmy, że wygrywa pierwszy wariant. Po zaciętej kampanii wyborczej, na którą duży wpływ ma dramatycznie zmieniająca się sytuacja w Afryce i na Bliskim Wschodzie wygrywa ten, który mówi wprost: „Zniszczę Państwo Islamskie”. W międzyczasie w kraju wprowadza się szereg niepopularnych reform, które uderzają w klasę średnią. Prezydent nie pomaga sobie także wypowiedziami na temat Czarnych (w historii zdarzyło mu się kilka niefortunnych wypowiedzi, które zostały zapamiętane pomimo tego, że od kilku lat konsekwentnie stara się je naprawiać).
Napięcie rośnie. Jest 2019, wybory zbliżają się nieubłaganie.
W międzyczasie Kanyemu urodziła się trzecia córka, zdjęcia z rodziną zastępują na Twitterze wpisy na temat tyłka Kim. Muzyczny wizjoner na ostatniej płycie puszcza wodze fantazji i snuje wizję państwa pod swoimi rządami. Młodych przekonuje głównie to, że każdego będzie stać na parę nowych Yeezy. Wtórują mu inni artyści, którzy w swoich wypowiedziach mocno popierają rapera. Najdonioślejszym głosem wypowiada się Kendrick Lamar. W Kalifornii sondaże pokazują miażdżącą przewagę założyciela GOOD Music nad Donaldem Trumpem, który musi wycofywać się ze swoich słów sprzed kilku lat. Wrogość wyparła miłość.
Kanye bazując na swoich wcześniejszych wypowiedziach za wszystko wini Republikanów. Przypomina, że Bush nie troszczył się o Czarnych, a Mit Romney nie płacił podatków. Obrywa się nawet Obamie, który zawiódł nadzieje jakie pokładali w nim Afroamerykanie. Mimo to Demokraci zaczynają mizdrzyć się do rapera, ten jednak odrzuca propozycję startu w wyborach jako ich kandydat.
Dzięki wsparciu zamożnych przyjaciół (w kuluarach mówi się, że najwięcej w kampanię zainwestowali Jay Z oraz Rick Ross) rusza w trasę po kraju. „New Slaves” otwiera wiec w każdym mieście. Po raz pierwszy na spotkania wyborcze przychodzą takie tłumy.
Mimo wszystko jest to temat, któremu nie poświęca się zbyt dużej ilości czasu antenowego. Prym wiedzie zaostrzający się konflikt z kalifatem Niemiec.
Dodatkowo po tym jak pod Wałbrzychem znaleziono pociąg wypełniony miliardowym majątkiem, granice Państwa są oblegane przez rdzennych Europejczyków, którzy chcą dostać się do ostatniego chrześcijańskiego kraju w Europie. Tylko tutaj mogą uciec przed biedą.
Przepowiednia Georga Friedmana z 2009 roku dotycząca następnych 100 lat spełniła się wcześniej niż zakładał sam autor.
„A gdy Polska stanie się silniejsza, to stanie się liderem Europy Środkowo-Wschodniej. Czechy, Słowacja, Węgry, państwa bałtyckie i Bałkany, które do tej pory patrzyły na Niemcy jako na ekonomiczny motor regionu, teraz zwrócą się w stronę Polski. Stanie się ona mniejszym, ale znacznie bardziej dynamicznym motorem. Polska odzyska swoją historyczną rolę regionalnego lidera. Rolę, jaką odgrywała I Rzeczpospolita”.
Opinia publiczna zaczyna wymagać od Westa ustosunkowania się do wydarzeń w Europie oraz roli Polski jako strategicznego partnera Stanów Zjednoczonych. Raper postanawia przyjechać do Warszawy. Dochodzi do pierwszego spotkania z…
11 comments
Czekam na próby „dopasowania się” do protokołu dyplomatycznego zarówno Kanye, jak i Kim ;)
Jak by mi obiecali implanty w pośladkach na koszt państwa bym głosowała
Politolog jak Ghostface Killah nie zawodzi niegdy
spoko podstawa pod powieść political-fiction :D
Kendrick na sekretarza stanu!
A inni kandydaci? They ain’t got the answers!
bardzo dobry wpis, czekam na więcej w tematyce rapowo-politycznej;)
Beka :D czekam na ciąg dalszy. Tylko razi trochę to Kanyego i Kanyemu, jego imię trzeba odmieniać zgodnie z wymową Kanye’a (Kanjeja) i Kanye’owi (Kanjejowi), chociaż durnie to wygląda :)
Jeśli aktor Reagan został prezydentem to why not?
Takie wpisy chcę widzieć częściej!
Z Trumpem się wstrzymajmy bo mam wrażenie, że GOP da mu popalić w głosowaniu. Tekst bardzo fajny ale… system amerykański ma wentyl bezpieczeństwa w postaci nominacji. Z jednej strony każdemu się wydaje, że „może” ale jak do tej pory wszystkie oszołomy po prostu odpadały. Wbrew pozorom na czas kampanii Obama był b. rozsądnym wyborem (że okazał się beznadziejnym Prezydentem to już inna kwestia), jego CV polityczne było zszyte pod nominację. Kanye West to inna bajka, taki „freak fight”, błyskotka, oszołom – nawet jak wystartuje u Demokratów to miałby problem żeby zostać kongresmenem (stany już mocno obsadzone a wygrywa i tak GOP). Obama był wykładowcą akademickim, senatorem a wcześniej „radnym”. Kanye nie ma co tam szukać. Z hip-hopowców raczej bym obstawiał, że mogą celować w kongresmenów (tylko po co skoro kaska mniejsza) i szukałbym wśród tych „zaangażowanych” społecznie albo z wyrobionym „poważniejszym” wizerunkiem – Common Sense, Everlast… tłumy fanów i kasa to za mało… bo nawet liczny tłum fanów to i tak więcej negatywny elektoratu…
wiem, wiem, tekst bekowy, czaję ale mimo wszystko…