Niedługo po tym jak Bałagane stwierdził, że nowa płyta to jego najlepszy materiał, na fejsbuku przemknęła mi dyskusja znajomych „rapowych głów”, którzy jak jeden mąż stwierdzili, że „Radio Gruz to zawód i nieporozumienie”. Jeszcze inni w ogóle nie potrafią zrozumieć hajpu na „mordziatego”. Z kolei Ślizg tradycyjnie wydał już werdykt, że mamy płytę roku. Opinie są skrajne jak styl warszawskiego rapera.

Kariera Bałagana wystrzeliła po świetnej EPce „LOT022″. Ta płyta nie chwyciłaby jednak, gdyby polski słuchacz nie zaczął dojrzewać do tego rodzaju rapu. Jeżeli sprawdzicie poprzednie produkcje Kazka, to zobaczycie, że od samego początku charakteryzował się unikalnym stylem, którego trudno szukać na naszej scenie. Mówiłem o tym zresztą już w zeszłym roku – zobacz.

Po doskonałym i doskonale przyjętym krążku przyszedł czas na pełnoprawne LP. „Źródło” okazało się być bardzo dobrą kontynuacją i rozwinięciem klimatu oraz tematów, które mogliśmy usłyszeć na „locie”. Nie czułem się zawiedziony i uważam, że część krytykujących naprawdę szukała dziury w całym próbując wmówić sobie, że legalne wydawnictwa zawsze w jakimś stopniu ograniczają raperów.

Nie czuję się również zawiedziony po kilkunastu odsłuchach „Radia Gruz”. Bliżej mi do ekscytacji i zaskoczenia, bo Kaz niemal całkowicie oddał się lżejszym brzmieniom. Nowa płyta ma vibe, który będę rozpoznawał „po pierwszej nutce”. Świetną robotę zrobili producenci, o których wcześniej słyszała pewnie tylko część z was. Olek, Gibon, Worek, Oil Beatz, APmg – zapamiętajcie te ksywki.

Zmieniła się również tematyka. Bałagan zdecydowanie mniejszą część płyty poświęca opowieściom z bloków, jest za to więcej o smaku życia, o którym śpiewa w jednym z numerów RED. Swoją drogą czekałem na kolejną kolaborację tej dwójki od numeru „Oszustki”, który pojawił się na mixtapie KaeNa. Tutaj jest jeszcze lepiej.

Zaskakuje również większa ilość refleksji i flashbacków z własnego życia. Bałagan do tej pory raczej niechętnie poruszał takie tematy, wolał stawiać się w roli biernego obserwatora nocnego życia w stolicy. Na nowej płycie powoli otwiera się przed słuchaczami.

Muszę wspomnieć również o pościelówie Brunetki, do której dograł się wyrastający na polskiego Chrisa Browna – Smolasty. Z kolei Johnny Beats wysmażył beat, który idealnie odnalazłby się na pierwszym „Heartbreaks & Promises” od Flirtini. To musiało się udać.

Do serca jednak przez żołądek i na największe wyróżnienie zasługuje Chaczapuri, do którego Olek wyprodukował najlepszy bit jaki usłyszałem w tym roku.

„Radio Gruz” to nowe otwarcie w bardzo dobrym stylu. Niewielu tegorocznych premier jestem pewien jak tej. Krążek stawiam na równi z „LOT022”. Obecność w mojej dziesiątce najlepszych tegorocznych płyt murowana.

PS. Zrobienie Chaczapuri jest dziecinnie proste. Polecam przepis od Doradcy Smaku. Mojej K. wychodzi idealne ;)