Kilka lat temu podczas wywiadu Dwa Sławy z Kubą Stemplowskim z ust Radka padło „Nicki Minaj w Łodzi z brzydkim psem. To byłby koniec świata”. Jako, że z chłopakami widziałem się kilka dni później to w ramach prezentu zwizualizowałem im i oprawiłem w ramkę tę groteskową wizję. Wczoraj stała się faktem.

Nigdy wcześniej nie byłem w Łodzi, bo też nie było powodu by ją odwiedzić. Koncert Nicki był świetną okazją, aby zabrać przyjaciół i spędzić w mieście kilka dni. Zaczęło się kulturą w teatrze, a skończyło popkulturą w Atlas Arena. Z racji tego, że spaliśmy w historycznej miejscówce jaką jest „Księży Młyn”, to z przyjemnością zwiedziliśmy też imponujące tereny byłych fabryk. Łódź okazała się być miastem pięknych kontrastów. Miastem jakie lubię i jakich szukam wyjeżdżając za granicę. Miastem, w którym nowe przecina się ze starym, a obok brudnych kamienic stoją nowe wieżowce.

Jak było na koncercie? Tak jak się spodziewałem. A spodziewałem się imprezy podobnej do tej, która była na Stadionie Narodowym w Warszawie podczas koncertu Jay Z i Beyonce. Widać było, że te kilka tirów, które przypłynęło przez Atlantyk do Europy było wypchane po brzegi. Scena, światła i nagłośnienie były na najwyższym poziomie, podobnie jak wygląd całej ekipy, która robiła show na scenie. Tancerze i tancerki zrobili na nas niesamowite wrażenie już od pierwszych sekund, gdy wyskoczyli z harpunami obok Nicki, która wjechała na scenę na gigantycznym skrzydlatym jednorożcu.

O ile przy pierwszej części show raperki i występie Juice WRLD miałem jeszcze jakieś małe wątpliwości, to zostały one rozwiane ostatnim aktem. Wtedy Nicki zagrała największe imprezowe hity, co nogi i tyłki wszystkich naokoło wprawiło w ruch. Jeden koleś obok mnie nawet się popłakał. Scary.

Rap? Było kilka momentów, w których piosenkarka pokazała swoje umiejętności. Były widoczne szczególnie wtedy gdy muzyka całkowicie znikała. Przez większość koncertu posiłkowała się jednak playbackiem, co akurat mnie nie zdziwiło. Zdziwił i zaskoczył mnie natomiast kontakt z publiką, który Nicki utrzymywała od początku do końca. W pewnym momencie na scenę zaprosiła nawet dziewczynę (jak się okazało z drugiej stolicy „mojego” województwa, czyli Gorzowa Wielkopolskiego), którą… zamknęła w kapsule. Tej nie zjadła trema i bawiła się w najlepsze przed kilkoma tysiącami wpatrzonych w nią oczu. Na koniec zjechała do „dungeons” jak powiedziała Nicki. To był zdecydowanie najlepszy „wow moment” koncertu.

 

Zobaczyliśmy Łódź, do której chcemy wrócić.

Zobaczyliśmy świetnie zrealizowane show.

Zjedliśmy pysznie, wypiliśmy dobrze, bawiliśmy się świetnie.

Pożegnał nas brzydki pies (no dobra, był trochę słodki).

Najlepiej.

PS Z tego miejsca serdeczne podziękowania dla Adama aka Młody Jedi za podanie na tacy fajnych miejscówek ;-)