Gedz – #NNJL (2014)
Nie zdarza mi się „czekać” na zbyt wiele polskich płyt. Jak pewnie się domyślacie, ta była wyjątkiem. Po świetnej poprzedniczce jaką było „Serce bije w rytm” (Debiut roku 2013 i 4 miejsce w 10 najlepszych płyt ostatnich 4 lat) i świeżym, energicznym mixtapie „Satori” moje oczekiwania wobec „#NNJL” były bardzo, bardzo wysokie.
Nie będę ukrywał, że single nie wprowadziły mnie w euforię. Podczas odsłuchu każdy z nich wydawał mi się łudząco podobny do drugiego i zrobiony w podobnym schemacie. To okazało się być jednak bardzo złudne, bo odbiór płyty w całości okazał się być diametralnie inny.
Gedz swoje podejście do startu rozpoczyna bardzo spokojnie. „Mgła„, która w sieci pojawiła się już w styczniu oddaje jego wewnętrzne rozdarcie i pojawiające się liczne wątpliwości co do dalszej drogi. „Akrofobia„ zrywa jednak z przyziemnymi bolączkami i wszystkie niepewności zostawia w tyle. Raper decyduje się na lot ku górze, bo „jutro to tylko kolejny świt, kolejna okazja, by lepiej żyć”. Mijając kolejne wysokości, upewnia się co do obranej drogi.
Wraz z rozrzedzającym się powietrzem, spada zawartość tlenu. To z kolei powoduje wzrost liczby oddechów. W uszach zaczyna pobrzmiewać stłumiony dźwięk klubowej muzyki, za którą w „C.G.W.D” odpowiada niezawodny Sherlock. Gedz jakby doskonale wiedział, że aby zaaklimatyzować się do warunków panujących na wysokościach potrzebny jest alkohol.. „wypijmy kilka piw, do tego kilka piw”.
To daje oczekiwane efekty. „Molotov” rozpala do tego stopnia, że obniżenie temperatury jest niemal niezauważalne. Raper nabiera dużej pewności siebie. Ugruntowuje swoją pozycję i skupia się na osiągnięciu kolejnego pułapu.
Nie znaczy to jednak, że po drodze stracił rozum i ślepo brnie przed siebie. „S&C„ i „Znaki Zapytania” to chwila refleksji i spokoju. Na tej wysokości trzeba znaleźć przecież chwilę aby spojrzeć na wszystko z dystansem.
Im dalej, tym ciekawiej. Wyprawie towarzyszy muzyka, która dla większości słuchaczy i raperów jest nieosiągalna. Pierwsi nie zrozumieją, a drudzy nie podołają. Gedz zgłębia nowe, obce terytoria i czuje się na nich jak w domu… Na pewno pomaga w tym fakt, że większość muzyki znów wyprodukowali Grracz i Sherlock. Moim osobistym faworytem jest jednak „Serwus” wyprodukowany przez Julasa. Numer, w którym Gedziula potwierdza, że najlepiej wypada w imprezowym, klubowym klimacie.
Tracklistę zamyka tytułowe „Niebo Nie Jest Limitem”. Płyta się kończy, ale Gedz nie ma zamiaru lądować. Podróż w nieznane trwa. Ciąg dalszy nastąpi i znów nie mogę się go doczekać…
4 comments
Premiera w następny piątek dopiero. :c
Zapomniałem że „czekam” na tą Płytę .
Z tym rozumieniem to chyba pojechałeś stary, to tylko rap
„Podczas odsłuchu każdy z nich wydawał mi się łudząco podobny do drugiego i zrobiony w podobnym schemacie. To
okazało się być jednak bardzo złudne, bo odbiór płyty w całości okazał
się być diametralnie inny.”
Nie no Panie, jak to brzmi