Tak, to ten najbardziej oczekiwany dzień festiwalu, w którym wraz z rosnącą liczbą kilometrów rośnie napięcie. Od rana starasz się przypomnieć sobie smak słodkiego Bozkova i zapach czeskiej „zieleniny”. To już za chwilę… Chodzisz zakręcony do tego stopnia, że potrafisz nawet zapomnieć o zabraniu ze sobą karnetu (pozdrowienia dla Kaśki i delikatnie pechowego Łukasza :).

W tym roku jego wyjątkowość potęgował lineup. Już w czwartek miałem zobaczyć najbardziej oczekiwany przez siebie koncert.

Zanim jednak do tego doszło, mogłem się „rozgrzać” na pierwszym polskim koncercie. Włodi rozpalił polską publiczność jeszcze zanim powstał podest dla publiczności w sekcji VIP. Może i dobrze, bo wszystko poszłoby z dymem. Warszawski weteran, nie dał po sobie poznać, że na karku ma już prawie czterdziestkę. Nie chcę się powtarzać, więc przypomnę jedynie fragment wcześniejszej recenzji jego płyty: „Włodi robi różnicę pod każdym względem, a kluczem do sukcesu jest.. naturalność. Słowo klucz dla młodych, pewnych siebie i przerysowanych raperów”.

2

3

Po skończonym koncercie udało nam się przybić piątkę, zamienić kilka słów i umówić na wywiad (ten prawdopodobnie jeszcze we wrześniu). Hip Hop Kemp – all eyez on smoke.

6

W międzyczasie na backstage pojawił się DJ Klever, który sącząc bourbon spokojnie oglądał koncert Four Owls. To była jedynie cisza przed burzą, którą miał nam wieczorem zgotować wraz z kolegami z Alabamy.

1

4.

13

5

Tego dnia musiałem być też w hangarze, miejscu, w którym mogłem poznać magię PRO8L3Mu. Udało się, choć wielu nie miało takiej okazji. Frekwencja przerosła plany organizatorów.

Steez i Oskar spełnili pokładane w nich nadzieje. Na scenie pojawili się w totalnej ciemności, którą przez długi czas rozświetlały tylko telefony i śpiew zebranego tłumu. W jedną sekundę zmieniło się wszystko, rozbłysły światła, a rozgorączkowany tłum zaczął wtórować Oskarowi i Steezowi. Stówa, wydaję ją jakbym spluwał!

14

Chwilę po koncercie warszawiaków przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Pierwszy na scenie pojawił się wspomniany wcześniej DJ Klever. Trudno nie zwrócić uwagi na tego gościa. Wydziarany prawie po całości, lekko ryży, w słomianym kapeluszu, czerwonych kombojkach dj wiedział jak przygotowywać publiczność na to co miało się wydarzyć.

Wtórował mu Bones Owens. Charyzmatyczny gitarzysta, który z pewnością zachwycałby się pierścionkami twojej babci :-). Trudno spotkać taką stylówę w kraju nad Wisłą, no ale Alabama to Alabama.

10

Najpierw był ryk… Ryk publiczności, a potem na scenie pojawił się YelaWolf. Raper z krwi i kości, który w rytm wystrzeliwanych spod sceny płomieni, dał jedne z najlepszych show jakie kiedykolwiek widziałem.

Było wszystko z wyjątkiem kilku „obowiązkowych” numerów (najbardziej zaskoczył mnie brak „American You”). To był różnorodny przelot przez dyskografię, któremu towarzyszyły podpalony mikrofon, połamany statyw rzucony w rozentuzjazmowany tłum, rapowanie na stole didżejskim i krótki speech. Wszystko to okraszone wylewanym w publiczność piwem. Koncert nie tylko dnia, ale i całego festiwalu.

9

11

12

Pierwszy zachód za nami, ale tak naprawdę zabawa się dopiero zaczyna. Wkrótce relacja z drugiego dnia.

8

7