Rzecz ma miejsce w 2044 roku, a akcja osadzona jest w zamieszkiwanej przez 10 milionów obywateli „Polszawie”.
Główny bohater to początkujący raper o pseudonimie Czarny Kajet, któremu marzy się wielka kariera. W powieści towarzyszy mu szereg realnych jak i stworzonych na potrzeby opowiadania fikcyjnych bohaterów. Tutaj prym wiodą jutuberka „Ruda” oraz kelner Maciej. Losy całej trójki splata groteskowe wydarzenie.
Nigdy nie czytałem książki z tak mnogą ilością odniesień do kultury hip-hopowej. Pomijając pojawiających się w niej wielu warszawskich raperów i masę cytatów, autor w wielu momentach pisze rymami, co historii nadaje dodatkowego uroku i tempa.
Naprawdę nieźle bawiłem się podczas czytania „Bez Przekazu” Piotra Sarminiego. Jeden z moich ulubionych momentów to ten, w któym jutuberka straciła oko, a przyjmujący ją w szpitalu lekarz z uśmiechem na twarzy zaczął cytować refren „Ostatniego Krzyku Osiedla” (Oko, oko, oko, oko! przyp. aut.) Palucha. Moje rozbawienie podczas lektury wzięło się z tego, że mam bardzo podobne spostrzeżenia co do otaczającej nas rzeczywistości jak autor. Nie ma znaczenia tutaj fakt, że akcja rozgrywa się w przyszłości, bo jest to po prostu… bardziej karykaturalna teraźniejszość.
Bardzo możliwe, że odbierzesz tę książkę zupełnie inaczej. Nie zdziwię się. Piszę to wszystko na gorąco, pięć minut po lekturze, na którą poświęciłem sobotnie przedpołudnie.
Warto. Bardzo!