Wczoraj na stronie Krytyki Politycznej pojawił się tekst, którego autor już w lidzie stawia krzywdzącą hipotezę o tym, że polski rap złapał nacjonalistyczną falę i płynie na niej aż do Smoleńska i teorii o czipach, które chcą zniszczyć prawdziwych Polaków.

Pomijając większą część artykułu, która bazuje na kilku utworach i ma rzekomo pokazać, że patriotyzm w wykonaniu polskich raperów przeszedł jakąś zatrważającą rewolucję, skupmy się na tym, co zostało przedstawione na końcu.

Sam nie pałam najmniejszą sympatią do Kamela i poglądów, które prezentuje, ale uogólnianie na przykładzie jego oraz Zjednoczonego Ursynowa, całego polskiego rapu jest ogromnym nadużyciem.

Niestety polski hip-hop nigdy nie był tak otwarcie nacjonalistyczny, jak dziś.

Hip-hop nigdy nie był uzależniony od jakiejkolwiek ideologii. To, że treści narodowe zyskują większy rozgłos zawdzięczamy zmianom jakie następują wśród młodych Polaków, którzy się otwarcie radykalizują. Media (NaTemat i TVN) robią z niszowych MC (ktoś wcześniej słyszał o Ptaku?) przykłady, które podobno mają opisywać naszą kulturę. Powoli zaczyna się stawiać znak równości pomiędzy rapem a nacjonalizmem. Nie możemy na to pozwolić.

Polski hip-hop nie złapał żadnej nacjonalistycznej fali. Poglądy części raperów są odbiciem zmian, o których napisałem wcześniej. Równie dobrze mogę napisać artykuł, w którym będę cytował Miraho i postawić tezę, że rap płynie lewicowo-anarchistycznym nurtem. RAP TO ŚRODEK WYRAZU, a jeżeli mielibyśmy mówić o wartościach, które go stworzyły to w pierwszym szeregu byłaby MIŁOŚĆ, RÓWNOŚĆ I WOLNOŚĆ. Może trzeba niektórym o tym przypomnieć, ale na pewno nie pisać, że raperzy celowo poszerzają bazę o młodych korwinistów.

PIH gra zamknięte koncerty dla narodowców? Tylko on na tym straci. Nie ma czego roztrząsać.

Odnośnie przesadnego strachu przed new age i zagrożeniami jakie niesie globalizacja, warto powiedzieć, że ten temat poruszają raperzy z całego świata. Żyjemy w czasach, w których powszechna kontrola (w różnych formach) obywateli stała się niezaprzeczalnym faktem. Nie widzę nic złego (wręcz dobrego) w tym, że AMERYKAŃSCY i EUROPEJSCY raperzy poruszają tę tematykę.

Nie ma żadnego sojuszu pomiędzy rapem, a nacjonalistami. Nie pozwolę na uogólnianie i tworzenie fałszywego przekazu na podstawie kilku przykładów. Byliśmy ćpunami, a dziś będziemy ksenofobami z krzyżem w dłoni?! To nie przejdzie. Dziwię się, że Flint szkodzi i pomaga tworzyć ten błędny wizerunek.