Mes się skończył. Odleciał, przekombinował i nigdy nie wzniesie się na poziom z „Kandydatów na szaleńców”. W dużym skrócie tak wyglądała znaczna część opinii, które towarzyszyły premierom singli, zapowiadających jego najnowszą płytę „Trzeba było zostać dresiarzem”. Nie rozumiałem żadnego z tych zarzutów, ani wtedy ani teraz po kilkunastu odsłuchach tego krążka.

Poprzednie płyty oraz zacięcie felietonistyczne Typa wielokrotnie pokazywały jego obserwatorski zmysł. Zauważanie głupich, smutnych, słabych i dziwnych trendów było od zawsze domeną Mesa. Nowy projekt, badanie o kryptonimie TBZD, w odróżnieniu od poprzednich, ma ściśle określony plan badawczy, którego centralnym punktem stała się nasza przaśna mentalność w kolorze marketu, który stoi na co drugim rogu.

Mes swoje rozważania zaczyna od garści abstrakcyjnych wątpliwości w to czy warto było iść własną, niekoniecznie łatwą drogą. Miał przecież wszystko by (zo)stać się pełnoprawnym dresem i wieść lekkie, pozbawione problemów Trzeciego Świata życie. „Kino? Pies je… a nie, tu się ugryzę. Pójdziemy czasem ze starą, jeśli gra Vin Diesel. Dynia na Halloween, kwiaty na Walentynki. I ponagleń za pożyczki nawet nie wyjmę ze skrzynki. Śmiej się, ale trzeba mieć jaja, żeby z taka beztroską codzienność przyswajać”.

Raper zmienił skary za kostkę na stopki, ale nadal doskonale rozumie fanów i fanki śliskich spodni. Daje temu wyraz między innymi w „Głupie spiętej dresiarze”. Studium tego dramatycznie ciężkiego przypadku zostało bardzo trafnie opisane ze wszystkimi jego wadami i.. wadami. Jako, „że to nie kwestia stroju to sprawa znana”, wystarczy wyskoczyć raz w miesiącu do dyskoteki, w której bawi się cały powiat. Tylko uważaj wtedy na swoją sztukę chłopak, bo jak przypadkiem wpadnie na laskę w sneakersach „Giuseppe Zanotti” (tak do 250 zł), to może skończyć się wyrwanymi włosami.

Pamiętaj, także żeby samemu też być czujnym. Chudzielce, ręka w górę: ile razy karki łypały na Was w klubie zastanawiając się „jak taka laska może przyjść z takim gościem?”. Nie zrozumieli pewnie tego do dziś i dalej zabijają innych wzrokiem. Chyba, że jakimś cudem udało im się przesłuchać „Ochroniarza Patryka”. Numer, w którym Mes zręcznie rozpracował psychikę klubowego bodyguarda i nie omieszkał zafundować mu zestawu dobrych rad: „To inny bar jest twoim konkurentem, wrogiem. Nie ja! Ja mogę iść i wydać hajs za rogiem. […] Nie wyszło ci w byciu przestępcą? Wracaj na ulicę, nie zmyślaj, że klienci cię depczą […] I nie okładaj każdego, kto ma sylwetkę zwiewną. Weź go pod pachę i wystaw na zewnątrz. […] Fajna selekcja, lecz czy w ogóle tu się ktoś ba-wi? Szanuj ludzi, którzy są stąd, fajo. Chętnie znowu cię odwiedzą, daleko nie mają”.

Bez nazwy-1

Zawsze ceniłem Mesa za szukanie złotego środka. Wie kiedy odpuścić i docenić to, czego na co dzień nie zauważamy lub traktujemy jako swoje wady (te dziwne, niczym nieuzasadnione poczucie niższości). Na TBZD znajdziemy kilka utworów, które pół żartem opisują specyfikę różnych grup społecznych. Począwszy od wspomnianych dresiarzy i ochroniarzy kończąc na Januszach. Tym ostatnim postawił naprawdę ładny muzyczny pomnik. W „Janusz Andrzej Nowak” punktem wyjścia są wąsy, dresy i wędkarskie kamizelki, które prowadzą do wniosków na temat naszego „narodowego dziedzictwa”: „Zacznij od dumy z Polski i wyjebania na świat! Cała siła w nich tkwiąca, nawet inspirująca luzem bierze się z myślenia, że dobrze być Francuzem. Więęęc, dobrze być Polakiem – fuck! Powiedziałem to, ale bez wyższości polityki i super-power, ziom!”. Nie wszyscy muszą być jak z żurnala, wszędzie są Janusze, Helmuty, George.. trzeba tylko pamiętać (i właśnie doceniać), że żaden inny „Andrzej” na świecie nie wie tyle o wódce i kobiecie.

Dodatkowo wszystko jest spotęgowane sentymentem, którym Mes raczy nas w „Ikarusałce” czy „Wyjdź z czołgu”. Po prostu czule gawędzi o tym co przeżył, widzi, myśli. Nawet dla innych nieistotne wydarzenia stają się dla niego początkiem interesującej opowieści –  jeśli z miejskiego autobusu może stworzyć niemalże obraz kochanki idealnej, to aż strach się bać jakie jeszcze dziwy Warszawy nam kiedyś opisze. Trudno pozbyć się wrażenia, że Mes stał się trubadurem naszych czasów, stołecznym kronikarzem, wirtuozem dresiarskich fantazji.

Jak się bawić, to na całego, a to najlepiej obrazuje styl rapera. Dziś wielu muzyków można włożyć w proste ramy. Pierwsza grupa to wyznawcy klasyki, antagonistycznie nastawieni do zmian. Do drugiej możemy zaliczyć tych, którzy ścigają się o to, aby jako pierwsi przenieść amerykańskie zabawki na polskie podwórko. Nie znają jednak angielskiego, więc średnio idzie im rozpracowanie instrukcji. Ten Typ Mes zawsze był ponad tym. Przez lata udowadniał to „czterema flow na koncert”. Dziś na jednej płycie ma ich kilkanaście. Każde nie do podrobienia. Dołóżcie do tego różnorodne i oryginalne podkłady oraz pomysłowe featuringi. Jak nie kupuję VNMa z Krzysztofem Cugowskim, tak Mesa z Andrzejem Dąbrowskim mógłbym słuchać na okrągło. Z prostego powodu: numer ma duszę, ponieważ to nie miał być hit z założenia.

Można napisać, że cała płyta nie miała być hitem. Miała być czystą zabawą: treścią, stylem, formą. Najłatwiej to dostrzec.. oglądając klipy. I nie ma co się spinać, że Mes za dużo kombinuje.. on „loves his life”, a Ty LOVEYOURLIFE!

PS.Jedyną rzeczą, jakiej brakuje mi na tym krążku jest logo certyfikatu „Dobre, bo polskie”.

KONKURS

Dziś daję Wam szansę aby wcielić się w dowolną postać. Dres Sebastian czy Wujek Janusz? Angela, czy Ciocia Grażynka? Wybór należy do Was. Wystarczy, że swoją stylizację wrzucicie na Instagram i otagujecie ją @politolognarapie #tbzd. Konkurs trwa do końca tygodnia. Autorzy najciekawszych propozycji wygrają płytę „Trzeba było zostać dresiarzem”. Do dzieła!