Dwa Sławy – Ludzie Sztosy (2015) [Przepis na sukces + Konkurs]
Wyobrażaliście sobie kiedyś płytę, która się po prostu „rozpływa w uszach”? Taką co wchodzi jak świeże bułeczki i uzależnia silniej niż wafle ryżowe i masło orzechowe?
Okazuje się, że jest to możliwe…
Mało tego! Udało mi się nawet poznać tajemną recepturę!
Sprawdźcie poniższy przepis. Gwarantuję, że odpowiednio wykonany nigdy Was nie zawiedzie.
Składniki:
– Cztery jajka
– Jedna Kasia
– Odpowiednia pozycja pośród bystrych słuchaczy
– Nowatorskie, bangerowe produkcje
– Dopracowane, wyraziste flow
– Poczucie humoru, które wymaga przeczytania trochę większej ilości książek niż „Sekret” i bibliografia Paulo Coelho
– 5 gram #
– Znajomość co najmniej kilku kroków tanecznych
– Szczypta Quebo i JNR (do kupienia w sklepach dla smakoszy)
– Trochę mag(g)i dla podkreślenia smaku
Sposób przygotowania:
Pierwszym i najważniejszym krokiem, który warunkuje smak całej potrawy, jest przygotowanie odpowiedniej proporcji dwóch głównych składników: respektu u rozgarniętego słuchacza oraz iście amerykańskiej produkcji. To połączenie jest kluczowe, jeżeli nie chcemy upichcić zakalca.
Sugeruję, aby połączyć je w symbolicznych proporcjach pół na pół. Ważne, aby mieszać je z premedytacją przez dokładnie 49 minut i 28 sekund. Wszystko to sprawi, że potrawa spotka się ogromnym uznaniem wśród każdej grupy odbiorców. Zadowoleni będą zarówno dojrzali koneserzy wytrawnych linijek, jak i nastolatkowie, którzy przed piątkową imprezą myślą tylko o tym, aby zjeść tłusto i grubo, a potem „jarać się jak dzika świnia”.
Podczas mieszania zadbajcie o to, aby mniej więcej w trzyminutowych odstępach wrzucać garść zaskakujących hashtagów (takie wisienki na torcie). Nie bójcie się, jeżeli nie zrozumiecie ich za pierwszym razem. W końcu zaskoczycie, najprawdopodobniej spotka się to z hukiem szczęki uderzającej o podłogę. Zaboli, ale przygotuje was na następne, bardzo liczne i liryczne uderzenia. Uwierzcie mi, nie da się na nie przygotować.
Zaczyna kipieć, więc wracamy do garów.
Jak już dodamy Kasię (najlepiej Grzesiek) całość doprawiamy dwoma, bardzo wyrazistymi (aczkolwiek nie burzącymi kompozycji) składnikami: Quebonafide i JNR. Te wyraźne smaki podkręcą całość, tak że nawet Modest Amaro zawyje z rozkoszy.
Gotową masę wrzucamy do rozgrzanego piekarnika marki Embryo i włączamy dwustronne grzanie. Za dół odpowiada Marek Dulewicz, a za górę jego syn DJ Flip. Dzięki połączeniu sił udaje się wyprodukować zwarty, wyrośnięty i iście amerykański (kaloryczny) krążek #MasterChef.
Smacznego!
Wszystko co zjecie w przeciągu następnych 11 miesięcy będzie porównywane do tej potrawy. Poprzeczka została zawieszona na rekordowym poziomie.
Jak Wam smakowało? Autorów trzech najciekawszych opinii (komentujemy niżej, pod tekstem) nagrodzę daniem głównym. Powodzenia!
38 comments
Jak wyszedł odsłuch na yt byłem w Alpach i zajebałem sobie odsłuch pośrodku snowboardowej wyjebki. Nic lepiej mi nigdy nie weszło do głowy niż ten album. :v
Ludzie Sztosy.
Płyta roku już w pierwszym tygodniu stycznia jak dla mnie :v
smakowało wykwintnie. Uderzyła we mnie olbrzymia gama smaków, ale wszystko połączyło się w spójną całość. Szefowie kuchni postarali się jak tylko nieliczni potrafią, żeby przenieść smaki rodem ze stanów zjednoczonych w taki sposób, żeby były były odpowiednie dla zaprawionych, polskich podniebień. Ale myślę że po zjedzeniu tak tłustego dania głównego, dobilem już do stówy na przedzie :(
Ja miałem w przybliżeniu takie odczucia, jak pan w filmiku niżej. Prawdziwie amerykańskie danie ;)
http://youtu.be/JVR9RIOkFCA…
wyborne danie choć lepiej zapiekał nie Filip a Maro #atelier
Mam nadzieję, że nie obrazisz się za niepójście w stronę stylistyki kucharskiej, jakaś taka mdła mi się wydaje ;) Czym więcej czasu od ostatniego przesłuchania minęło, tym bardziej mam mieszane uczucia, bo są pod względem tekstowym i muzycznym „Ludzie sztosy” świetni, ale poza dosłownie 2-3 punchami nie pozostało mi w głowie po trzykrotnym przesłuchaniu płyty nic ponad wrażenie, że album jest wyśmienity. A tak pustki nie lubię :)
Kumpel wysyła mi linka do płyty ,zachwala jak to nie jest dobra , jakie bity tłuste , No poprostu miód dla uszu . Odpowiadam że już płyta przesłuchana , jest tak tłusta że moja matka drugi tydzień na niej piecze smaży itp. Schabowy z ziemniaczkami polanymi tłuszem ze schabu smażony na „ludziach sztosach” . Peace and love !
To danie o nazwie „Ludzie Sztosy” było tak dobre, że postanowiłem zaprosić mych Przyjaciół Dwóch, by się z nimi podzielić. Pytam się: „Jak smakuje?” A jeden z nich: „Wiesz co? Jadałem lepsze. zupa z chadana albo kotlet kaenowy znacznie lepszy.” Odpowiedziałem robiąc smutną twarz, o taką: :( Drugi dodał: „No, zgadzam się, ogólnie to powinno być lepiej doprawione, ąęąę Bą Bą Bą”. Poczułem Ciężki Zawód ich zachowaniem. Wypieprzyłem ich na zbity pysk, krzycząc przy tym z takim gniewem, że aż dostałem szczękościsku. I to tak dużego, iż nie mogłem wymówić żadnej Samogłoski. Albo powinienem był powiedzieć: „SMGŁSK”. Postanowiłem dokończyć danie w samotności. Taki ze mnie Człowiek Sztos. Włączyłem pierwszy lepszy kanał w TV i załączył mi się Hate-Watching, ponieważ ktoś gotował Ciasto Składankę na kanale Step Tv. Wolałem przełączyć na program, w którym ktoś opowiadał historię O Sportowcu, Któremu Nie Wyszło. To danie smakowało mi coraz lepiej. Było już tak dobre, że mógłbym nawet podpieprzyć je ze sklepu kulinarnego typu Empik. W końcu i tak byłaby to Niska Szkodliwość Społeczna Czynu. Namawiały mnie do tego Diabelskie Podszepty, lecz uznałem to za wynik przejedzenia. „Nic to, najwyżej wezmę Dzień na Żądanie” – pomyślałem i mimo przepychu dobrem kontynuowałem konsumpcję, aż poczułem tęczy w brzuchu erupcję. Ot, napisałem tak by było Do Ryma. Pragnę zauważyć, że pisząc ten tekst, dalej rozkoszuję się owym daniem. Taki Multitasking. Nic nie poradzę, że jest ono idealne, jak rozkładówka, gdzie występują same Kobiety-Sztosy. I Tak Powiem na zakończenie opisując to danie jednym słowem, cytując znanego krytyka kulinarnego Kstyka: „Props :v” . Pozdrawiam producentów tego dania czyli Embryo, a także pomysłodawców tegoż tj. JaroSława i RadoSława.
Obserwuję Sławów od pierwszego projektu. Braniący się zawsze zawartością węglowodanów w warstwie lirycznej Panowie nie potrafili moim zdaniem odnaleźć się w sosach, w których ich dania były serwowane. Podzielenie się władzą w kuchni z młodszym adeptem sztuki kulinarnej kucharza Marka Dulewicza wyszła na dobre wszystkim. Sławy nigdy nie gustowały w nieświerzych składnikach. Brakowało im natomiast elementu, który podkreśli ich wyjątkowość. Podejście Flipa okazało się strzałem w dziesiątkę. Nuta świeżych cytrusów oraz szczypta pieprzu wyczuwalna już przy pierwszych kęsach jest tym czego znakomitym szefom kuchni brakowało. Moja reakcja na to wszystko nie była niczym innym jak pianiem z zachwytu. Takiej świeżości nie nada Twojemu umysłowi nawet wypranie czarnych ciuchów w Perwollu Black Magic. Takiego dania nie powstydził by się sam Ferran Adrian. Nie potrzebne są tu „pierdolone rewolucje pierdolonej Magdy G.”. Chapeau bas!
Przez żołądek do serca! Kozak marketing. Sorry mamo, w tym miesiącu też nie zaoszczędzę… Walić konkurs, pewne płyty po prostu się kupuje
Specyfika taka jak w kuchni polskiej.
Bardzo smaczna, bo nasza.
Zachwalają inne narody: mówią że ciężkostrawna (jak wymoczki, nie jedzą takich sztosów za często, to się dziwią) , ale bardzo dobra, powinna zaspokoić głód na 2015.
Smakuje wybornie zarówno sama, jak i w asyście wódeczki lub (albo oraz) mieszanki ziół.
Sądzę, że aby jej jeszcze skosztować, trzeba się spieszyć albowiem, jak się rozejdzie cały gar, to później aby się delektować, trzeba szykować sianko pod stół #wigilia
Od premiery najlepsza potrawa na gastro. Dodatkowo każdy ma swoje ulubione przyprawy więc za każdym razem inaczej smakuje. Reszta sceny przy tym to cienki kebab jak sik pająka. Lecę obrócić na drugą stronę bo się audiosystem przepali :D
„Coś mnie grdyka strasznie boli, po co tutaj coś pierdolić”, czyli płyta dobra i poprzeczka postawiona wysoko, ale co z tego, skoro jest jeszcze AŻ 11 miesięcy. Póki co nie jest ciężko im prowadzić w wyścigu po płytę roku z racji ZEROWEJ konkurencji. Jak będzie dalej to wie tylko wróżbita Maciej, Bartoszu. Niemniej kibicuję, ale chciałbym żeby wyszło coś, co nie jest zapowiedziane i pozamiata totalnie.
Mają rozmach sk*rwisyny # Kilerów 2
Jak wyszedł odsłuch na yt byłem w Alpach i zajebałem sobie odsłuch pośrodku snowboardowej wyjebki. Nic lepiej mi nigdy nie weszło do głowy niż ten album. :v
Ludzie Sztosy.
Płyta roku już w pierwszym tygodniu stycznia jak dla mnie :v
Kasia GRZESIEK !!!! A nie Grzesiuk.
Szkoła Główna Hasztagów
Wyprzedziłeś mnie o 6 minut. Zaraz na Rap Genius Polska będzie recenzja ;]
Prawda płyta dobra, ale niektóre numery są lepsze, a niektóre niestety gorsze.
Drogi Bartku!
Piszę do Ciebie prosto z mojej toalety. Nie, ten fakt nie ma nic wspólnego z moim stosunkiem do Twej osoby (chciałbym użyć tutaj ,,ciepły”, ale nie pasowałoby ono do mojego obecnego połozenia) – po prostu się strułem. Jak zapewne się domyślasz, strułem się daniem, na które przepis zamieściłeś ostatnio na swoim blogu kulinarnym. Ale nie żywię do Ciebie urazy, Bartku. Spędzając tutaj naprawdę długie godziny, doszedłem do wniosku, że przepis był dokładny, więc powinienem był wiedzieć, czego mogę się spodziewać, po daniu które raczyłeś przedstawić.
Otóż musisz wiedzieć Bartku, że polska kuchnia zajmowała w moim rankingu zawsze niską pozycję, stawiałem zawsze nad nią kuchnię amerykańską, rzadziej brytyjską. Niech zachodnia kulinaria nie kojarzy Ci się z fast-foodami i różnymi plastikowymi opakowaniami, byłoby to dla niej krzywdzące. Jeśli poznać kuchnię amerykańską głębiej, znajdziemy dania nieporównywalne lepsze, od, mogę śmiało postawić taką tezę, każdego dania rodzimego.
Do skosztowania potrawy przekonała mnie Twoja wzmianka, że jest ona bardzo ,,amerykańska’’. Masz rację – można by ją wpleść w jankeskie menu; nie byłaby to najwyższa półka, ale pozycja stałaby w miarę
wysoko. Ale po kolei.
O ile wspomniane przez Ciebie „wisienki na torcie” (hashtagi) w rzeczy samej niekiedy rzucają na kolana, to, niestety, są przypadki w których po skosztowaniu owych smakosz pragnie jedynie wstać z tychże kolan i udać się do klozetu.
O wiele bardziej smakowały mi dodatkowe składniki.
Były dokładnie takie, jak je ująłeś – wyraziste, ale nie burzyły klimatu dania.
Przy okazji – nie sądzisz, że momentami przydałoby się wrzucić do garnka więcej
Kasi? Mam nadzieję, że panowie, którzy danie wymyślili, rozważą taką możliwość.
Przyznaję, na odbiór potrawy przeze mnie mógł wpłynąć fakt, że moi sąsiedzi postanowili przeprowadzić ostatnio gruntowny remont, więc przy konsumpcji akompaniował mi dźwięk wiertarek, wybitnie monotonny w swej naturze.
Wszystko co wyżej wymieniłem nie brzmi, jakby danie mi smakowało, prawda? Po powyższym „rachunku sumienia” też jestem dość zdziwiony, ponieważ po pierwszym spróbowaniu, postanowiłem upichcić potrawę raz jeszcze. Następnego dnia również tak postąpiłem. Nim się zorientowałem, kosztowałem niemal codziennie.
Nie potrafię Ci wyjaśnić co mnie skłania do codziennego spożywania tego dania, chociaż bardzo bym chciał. Przecież wymieniłem niemalmsame minusy! Chyba chodzi o magi(ę), którą wymieniłeś w przepisie. Jest to dzisiaj niemal deficytowy składnik.
PS Jak mogłeś się domyślić, moja wizyta w toalecie
wynika z przejedzenia. Co za dużo to niezdrowo, pamiętaj! S.
Props za wafle ryżowe z masłem orzechowym :D
Wystarczy wsłuchać się w dowolny utwór z tej płyty i zamknąć oczy. Wtedy nasz świat zatrzyma się a nasze nozdrza przepełni miła woń. Piękny zapach który cieszy, niczym pierwszy wdech po rozpaleniu ogniska z płyt KAenA (które litery powinny być duże? :X u Pikeja to pierwsza i problemu nikt nigdy nie miał).
Czujesz? Pewnie nie, to normalne. Gratuluję.
Aczkolwiek na potrzeby niczego bawmy się dalej.
Po przez delikatne nuty zapachu sprowadzisz wtedy swoje myśli do poziomu SZTOS_01. Mimo zamkniętych oczu zrozumiesz, że danie przed Tobą pozwoli Ci na uzyskanie kulinarnego spełnienia. Czujesz i wiesz, albo nie wiesz. Wiesz?
Bo jak wiadomo, no wiesz.. nie zawsze się wie. Kompozycja odpowiednich składników i przypraw tworzy zapach który może nas mylić. Te same składniki w złej kombinacji mogą kusić zapachem tak samo jak te połączone z wielką dokładnością i kunsztem.
Ta płyta jest dobra. Ostatnia część tego komentarza logiczna aczkolwiek inna niż reszta mojej wypowiedzi. A jeśli przeczytasz ją od tyłu to nie zrozumiesz.
Bo to wypowiedź typu – Sławowe hasztagi. Zrozumiesz to zasmakujesz. Smacznego.
Ogólnie rzecz biorąc każdy track wznosi nas na inny poziom smaku czuć lekką new schoolową goryczkę bębny mają swój charakterystyczny smaczek jak również basy które do tej pory są pewnie tajnym składnikiem przepisu hash tagi po których będziemy zszokowani w marynacie z pełno wartościowego flow i refreny okraszone auto tunem każdy kto nie spróbował nie wie co traci polecam :D
Fajnie ze w końcu złapali trochę Sławy, bo z takim potencjałem nic nie zyskać to trzeba być Liverpoolem
Może zabrzmi to płytko ale dla mnie ta płyta była jak kefir. Zaczęło się tak samo jak z tym artykułem spożywczym. Po grubo zakrapianej imprezie nadchodzi kac, a gdy kac odchodzi nie potrafię nic zrobić poza zdychaniem tudzież nie mogę nic zjeść. Próbowałem wszystkiego od jajecznicy po jakieś specjalnie soki, miksy owoców, cytrynę, mleko i tym podobne. Nic nie dawało efektu wszystko na kacu wydawało się tak samo mdłe. Gdy pewnego razu na straszliwym „zgonie” napiłem się kefiru. Był on dla mnie jak ta płyta, wiele razy słyszałem, że nic na kaca jak kefir(„Nikt w Polsce jak Sławy”), ale nie wierzyłem, nie smakował mi nie rozumiałem co ma w sobie, jak te dziwne witaminy, aminokwasy i białka(hashtagi) miałyby wyróżniać go na tle witamin w czystej formie. Ni to kwaśny ni to słodki(wspomniana amerykańska produkcja i świetne flow), ale działa. Nie wiedzieć czemu działa już po pierwszych minutach! Znużenie, znudzenie, obrzydliwy smak wszystkiego co próbowałem(polski rap ostatnimi czasy gdzie tylko kilku wykonawców mnie zainteresowało) przestał istnieć wystarczyło jedynie 49 minut i 28 sekund. Po tym czasie kompletnie wyleczyłem się z kaca(znudzenia polską sceną), jednak nie potrafiłem docenić smaku kefiru(płyty) po kilkunastu następnych spożyciach(przesłuchaniach). Zabrakło mi w nim czegoś, nie wiem czego jakiejś wisienki na torcie(Rasmentalism?), jednak mimo to nie potrafię przestać tego produktu cenić i do niego wracać.
Starałem się by było zabawnie i w miarę sensownie :p Pozdrawiam
,,Ludzie Sztosy” to coś czym się jaram. Pancze latają jak szalone, a przy tym jest to podane ze smakiem i kozackim flow. Mimo, że pancze nie zawsze idą w parze z treścią, to ta płyta jest przykładem że da się to połączyć. Panowie mają niepodrabialną stylóweczkę #Pejtereł i są mistrzami hasztagów. Przeważa smak ostry, z nutką dobrej słodyczy i goryczy.
Today you will be doing DwaSławy! Only hell is the limit!
Już niedługo takimi słowami z ust Gordona Ramsaya mogą być straszeni uczestnicy jego piekielnego programu. I na nic zdadzą się jęki, płacz i zgrzytanie zębów.
Gordon może czasami nigdy nie zasmakować tego co nie miara orientalnego dla niego dania. Cóż, życie. Ja miałem to szczęście i gdy szedłem ulicą o pustym żołądku, z uszami pełnymi muzyki i umysłem pełnym środków artystycznych o jakich się filozofom nie śniło czułem zapierającą dech w piersiach euforie i śmiałem się i tańczyłem jak w klipie do Happy… To smakowało jak najlepsza pizza jaką jadłem w życiu z ziomkami na pacmanie, po najlepszych jointach jakie w życiu paliłem.
Jak smak ciepłego letniego deszczu w ustach czy krystalicznie czystych płatków śniegu na języku. Jak trwający 49min i 48sek pocałunek od Emmy Watson, po tym gdy uratowałeś ją z pod kół samochodu, ubrany w t-hsirt „HeforShe” no i wreszcie to smakowało jak Crystal lany przez jej cycki do cipki… Chciałbym mieć tą płytę i ją #2pack
W 3 dupy .
Usłyszałem ostatnio opinię, która głosiła, że „płyta jest bardzo dobra, ale przesadzają z hasztagami”. Zastanowiłem się nad nią dość mocno, tym bardziej, że pochodziła z ust dość cenionego przeze mnie rapera. I doszedłem do wniosku, że o ile rzeczywiście w ostatnich miesiącach przeokrutnie wkurwiał mnie przesyt tego wyjątkowo nadużywanego zabiegu, tak w ich ustach brzmi to wyjątkowo, naprawdę kapitalnie. Wydaje mi się, że uczynili z tego integralny element swojego wizerunku i chyba w tym momencie ciężko mi sobie wyobrazić ich twórczość bez hasztagów. Co prawda, w którymś wywiadzie Astek wspominał, że nie bawią go one już tak bardzo, jak jeszcze jakiś czas temu, ale robią to tak unikalnie, że nie powinni z nich rezygnować.
Co do pozostałych kwestii – jestem zachwycony tym, co wyprawia Flip. Serio, miałem świadomość, że ten chłopak jest wybitnie utalentowany, ale biorąc pod uwagę jego wiek i tempo progresu, aż boję się pomyśleć na jaki poziom wbije się za parę lat. Potencjał ogromny, do tego ojciec zaangażowany w środowisko, tak że chyba nie pozwoli mu odlecieć za daleko. Byłoby szkoda.
Kasia Grzesiek, klasa. Długo musiałem przekonywać się do żeńskich refrenów w rapie, prawdopodobnie mój organizm wypłukiwał truskulowy kamień z mojego serca, ale Katarzyna jest genialna.
Quebo bardzo przyjemny featuring, ale nie na tyle, żebym złapał się za głowę i wydobył z siebie dźwięk charakterystyczny dla pewnego mało kompaktowego rapera z chorwackimi korzeniami. JNRa też wolę chyba na takich wybitnie niuskulowych bitach, coś a’la #salute.
Na koniec muszę to dodać – do tej płyty podświadomie faworyzowałem Radosnego. Jasne, zdaję sobie sprawę, że oni najfajniej wypadają w duecie, uzupełniają się fenomenalnie i nie potrafię sobie wyobrazić solowego materiału któregokolwiek z nich, ale, szczególnie w warstwie lirycznej, dużo częściej urywało mi głowę, miażdżyło klatę i skręcało kark przy samych piętach po linijkach Astka.
Ot, parę luźnych spostrzeżeń.
Pozdrówki.
A 'Lostów’ rzeczywiście postaram się obejrzeć. :) Po obu sesjach. 5!
Masakra od pewnego czasu nawet nie mam pojęcia co wychodzi ciekawego i jakie produkcje nie wliczAjac w to Kobry i Tigera bo ci gdzieś sie kurwa zawsze wkradną … czas przejść sie do Empiku …
…
Trzymając ścisłą dietę i ćwicząc na siłowni bardzo ciężko zjeść coś o dużej puli kalorycznej, oczywiście w okresie redukcyjnym. Każdy dąży do jak najmniejszego Body Fat’a i sześciopaczka na wakacje. Też tak chciałem. Ale kurwa w jeden weekend postawnowiłem zrobić sobie cheat-meal-day z płytą Ludzie sztosy. Przerodził się on w cheat-meal-week, a teraz już jest cheat-meal-month, więc ni chuja z tego sixpacka w wakacje. Sławów proszę o rekompensatę za nagromadzony tłuszcz z powodu słuchania tak tłustej płyty…
Masakra od pewnego czasu nawet nie mam pojęcia co wychodzi ciekawego i jakie produkcje nie wliczAjac w to Kobry i Tigera bo ci gdzieś sie kurwa zawsze wkradną … czas przejść sie do Empiku …
Taki subtelny follow-upik do „How do you want it?” ;)
Wybacz, że odpadnę z Twojej zabawy, ale znając swój antytalent kulinarny (potrafię spalić czajnik gotując wodę na herbę), po zaserwowanej przeze mnie strawie, można się struć nieładnie.
Wracając do „Ludzi sztosów” jednak… płyta ta ma, według mnie, jeden mankament. Bity (choć nie wszystkie!). Elektronika jakoś mi nie podchodzi, kojarzy mi się z tandeciarstwem i muzyczką, przy której typy w białych rękawiczkach ruszają na podbój panienek w białych kozaczkach. Przesadzone? Pewnie tak, tym bardziej, że to co na tych bitach robią Jaro- oraz RadoSław, jest przekroczeniem pewnej bariery – podkłady może i brzmią czasami irytująco i mechanicznie, ale panowie płyną po nich jakby uspokajali swoim ciężarem wzburzone fale, w efekcie czego dryfują jak po spokojnej tafli.
Miało być o mankamencie, wyszło… superlatywnie. Cóż, może dlatego, że to taka płyta. Jeśli ma jakiekolwiek wady to szybko się o nich zapomina i zapełnia się je atutami. Teraz słów parę o mistrzostwie Dwóch Sławów. Albo o paru mistrzostwach wręcz…
Panowie z niebywałą lekkością bawią się słowem. Odnajdują dwuznaczności i bezpardonowo je wykorzystują, wspomagając się dodatkowo swoistym, wyraźnym i niefrasobliwym poczuciem humoru, choćby numery miały mieć w sobie źdźbło dramaturgii – czy to w „typowej stylistyce” (choćby w przypadku tyczkarza, który „połknął tyczkę”), czy też układając jedne z najlepszych (najlepsze?) hashtagi w Polsce (przykładowo: „Wyjebałem Cię na starcie #oknożycia” czy „Miałem nosa #jareksfinks” z tracka „Człowiek sztos” z Quebonafide, który również potrafi się popisać porządną kratką).
Kolejną zaletą Dwóch Sławów jest umiejętność w dobieraniu gości. Wspomniany wcześniej Que idealnie wpasował się w braggowy klimat „Człowieka sztosa”, podobnie jak JNR wykorzystał swój potencjał w „Diabelskich podszeptach”, gdzie chłopaki obśmiewają swojsko rapgrę. Wisienką na czubku tego smakowitego tortu jest damski wokal Kasi Grzesiek, doskonale sprawdzający się w refrenach na zamykającym album „I tak powiem”. Jak wspomniałem, owe featy sprawdzają się doskonale. W jaki sposób? Już tłumaczę – otóż, żaden z nich nie pozostaje w tyle za Radem czy Astkiem. Zarówno Queba, jak i JNR oraz Kasia wspięli się na wyżyny swoich możliwości, dopełniając tracki, w których przyszło im dograć zwrotkę i/lub refren.
Słuchacze rapu lubią podziały – na trueschoole, newschoole, oldschoole. Ci radykalni negują często szkoły, które im nie podchodzą z założenia. „Ludzie sztosy” wybili się jednak na tyle mocno, że udaje im się szybować ponad granicami. Wespół z poszczególnymi talentami Dwóch Sławów, słuchacz dostaje niesamowicie równą i spójną płytę, do której będzie wracał nieraz – zarówno przez ich gust muzyczny, jak i umiejętności liryczne i wokalne. Pozycja tle mocna, co oryginalna. Słowem: majstersztyk.
Oni są bezczelni i smaczni za jednym razem, gdybym miał porównać doznanie kulinarne do odsłuch całej płyty jest to weekend studenta spędzony u babci, Jest tak syto, że luzuje się dziurkę w pasku o dwa oczka i wyczekuje się kolejnej wizyty dodatkowo szmuglując słoiki do akademika. Taka właśnie jest ta płyta słucha się jej i człowiek jest syty, jest przekaz, jest forma, jest styl jak pierogi babci, zajebiście sklejone, mega syte i wyglądające tak, że człowiek zastanawia się jaki skill trzeba mieć żeby tak to zlepić. Jeszcze po wszystkim wywozisz takie pierogi na akademik i przy najbliższej okazji częstujesz znajomych, identycznie jak z płytą słuchasz cały weekend a potem na najbliższej okazji zapuszczasz kawałki znajomym, niech też słyszą coś co ma syci ucho o radować dusze. Rodzime podwórko rapowe jest przy tej płycie jak kupony z Maca, dużo, dużo, dużo w okazyjnej cenie w zestawie z koszulką lu frytkami i cola. Tutaj mamy konkretne danie, dopieszczone, z jakością QueQuality nadającej smaczek gdzie esencja smaku zapada w pamieć. Nawiązując do Maca nie ma tu napompowanych opakowań jednorazowych, tutaj brak dup na klipach też napompowanych i jednorazowych tutaj jest zabawa obrazem i dźwiękiem tak jak smakiem i formą podania potrawy, uczta dla oczu oraz przez żołądek do serca tutaj zaś uczta dla uszu i przez hasztagi/przekaz.treść do słuchacza. To wszystko było smaczne, a co jest bezczelne, deser. Słuchasz takiej płyty, siedzisz i jesz cały weekend te maszkiety u babci a na koniec dostajesz coś poza pakiet czyli deser na wynos, tutaj każdy sportowiec mimo diety konsumuje i konsumuje.
Konkurs zakończony. Autorzy zwycięskich wiadomości właśnie otrzymali emaile. :-)