Tede – #kurt_rolson (2014)
„Świat się skończył i świat się zaczął po Elliminati” rapuje w otwierającym płytę numerze Tede. Raper wyciągnął srogą nauczkę po czterech latach spędzonych na branżowym wygnaniu. Wrócił do ciężkiej pracy u podstaw, która w zeszłym roku przyniosła oczekiwane (lub całkiem możliwe, że nieoczekiwane) rezultaty. Przed nową premierą padło dużo mocnych słów, min. takich że „Elliminati” to demo „Kurta Rolsona”. Porównanie trochę przesadzone, ale zasadne jeżeli zeszłoroczną premierę traktować jako oczyszczenie. Tegoroczna to rozliczenie.
Możesz mówić, że to marketing i egocentryzm, ale Tede jak Mes zawsze był na „poziomie szczerości, który zawstydza innych”. Przez to zresztą znalazł się na rapowych manowcach. Lata mijają, a idole młodzieży się nie zmieniają. Siedzą bezpiecznie na swoich pozycjach i pielęgnują własne interesy. To jednak pozorny luz. W rzeczywistości są naładowani jak Magnum Harryego Callahana. Doskonałym przykładem tego o czym piszę są wydarzenia sprzed kilku dni. Wystarczył kilkudziesięciosekundowy trailer rozmowy Rawicza i Zeglera z Granieckim, żebyśmy mieli okazję zobaczyć niemały popis popularnego zjawiska określanego grzecznie bólem pośladków. Widzieliście całą rozmowę? Nie ma, w niej ani jednej konkretnej zaczepki, nie mówiąc już o próbach rozliczania. Jak widać uliczni twardziele, aspirujący do miana angielskich chuliganów są jednak bardziej delikatni niż się wydaje.
To o czym piszę od samego początku słychać na płycie. Tede wyciągnął wnioski, odpuścił niepotrzebne napięcia i rzucanie ksywkami. Nie znaczy to jednak, że zapomniał o festiwalu hipokryzji jaki wszyscy mamy od dawna okazję obserwować. Dla niego szczególnie ważnego i osobistego, ponieważ był jego główną ofiarą.
Od roku, może dwóch pieniądze powszechnie przestają być tematem tabu (nigdy nie wiem dlaczego były). Jasne było kilku raperów, którzy nigdy nie ukrywali swoich motywacji oraz dumy z tego co im się udało osiągnąć, ale stanowili mniejszość. Graniecki postanowił to wszystkim przypomnieć. Temat pieniędzy przywołuje min. w „Trinity”, „Kara’vanie”, czy „CMRT”: „Mijały lata, zapał ostygł, plan był prosty. Brać szmal. I tak mówili ze gram dla forsy. Banda gorszych miała wtedy ten sam plan […] Chętnie brali to na starych patentach. Niezależnie od tempa, to ta sama piosenka. Plan był piękny: utrzymać taki rzeczy stan. Urzynać tych kuponów ile tu się tylko da. Patrze na ziomów co pamiętam tu ich sprzed lat. Widzę ta agenda jest u nich permanentna” […] Czuje się oszukany dziś, coś jest nie tak, gdzie jest bieda. Ktoś tu się jednak sprzedał i to jest przekaz […] „Kolesie liczyli, że mnie się pozbędą i będą już lecieć sami na top. Na topie hajs jest, na tobie hajs jest kolesie w rapgrze są cwani na to”.
Obrywa się także sezonowcom, którzy dziś stanowią jego fanbase: „Kiedy jechałem tu furą pokazywałeś mi fucka przez szybę. Zabawny fuckup, po paru latach mi machasz, papamobile”.
Ci sezonowcy nie pojawili się przez przypadek. To co muzycznie w parze z Sir Michem robi Tede jest na polskiej scenie unikalne. Każdy chce być fresh, ale nie każdy potrafi. Na nieszczęście dla młodych graczy, ale umiejętności zdobywa się latami. To też od jakiegoś czasu jest coraz bardziej spornym elementem. Przypomnę tutaj swoje słowa z lipca zeszłego roku: „Nie masz szans na prawdziwy sukces, jeżeli od pierwszego do ostatniego numeru raczysz jednolitym flow. Nie uda Ci się również, jeżeli nie zadbasz o nowatorską warstwę producencką. W końcu nie pomogą Ci nawet najlepsi goście. Oczywiście, możesz iść utartymi ścieżkami i nagrywać rokrocznie taką samą płytę. Osiągniesz dzięki niej sukces finansowy, ale pod warunkiem, że na Facebooku zgromadzisz kilkaset tysięcy fanów. Wielu z nich dostrzeże jednak to, że idziesz po najmniejszej linii oporu i z przyjemnością Ci to wytknie. Wtedy będziesz mógł nazwać ich hejterami i wspólnie z kolegami nagrać numer, w którym ubolewasz nad ilością jadu, który w ciebie tryska. Zapominasz jednak o najważniejszym.. Muchy lecą do gówna.”
Do tego konfliktu Tede odniósł się w „Najba muzik”: „Dziewięćdziesiąty siódmy, git, pianinko, smutny bit. Proszę wytłumacz mi, co jest takiego złego w tym tu. Czy nie ma miejsca na rynku dla tego podejścia i tego rytmu? Twórczość zmiana stylu Najba muzik, real hiphop […] Ludzie chcą świeżych werbli i przecież w głębi sam wiesz. Świat pędzi i nie sądzisz chyba ze się zatrzyma przy nas. Trzymam linie proporcjonalnie do tego jak nagrywam”. Co ciekawe pomimo, że sam muzycznie twardo stoi po jednej ze stron, to deprecjonuje istotę podziału i uważa go za sztuczny: „Oldskul versus newschool shit jeden styl jeb ten syf. Babrać nie chce w tym chce więcej pieniędzy”.
Tede nie byłby sobą, gdyby nie nagrał numeru o furach do fury i ciuchach. W tej ostatniej kwestii też zresztą daje pstryczka w nos scenie. Łącząc smak ze stylem robi to na najlepszym bicie („Streetwear”) z płyty : „Twój idol zarabia jak kupujesz jego bluzy, masz pytania? […] Jemu już stykło dziś, czas go wychłodzić”.
Z samochodami jest inaczej niż do tej pory. Range i BMW idą w odstawkę. Na salony wjeżdża klasyka gatunku i kanciasta, pożądana w pewnych kręgach „Rumunka”. Mirafiori jest kultowe, a „Mirafiori” będzie kultowe ze względu na doskonały refren Dannyego. Czapki z głów. Jeżeli nie zerwie wam ich As Aptaunu, to.. Dacia Logan, gaz podłoga! „DLS” – tej muzyki słucha się głośno.
Słucha się głośno, bo bity są piękne, porywające, [wstaw dowolny epitet], jak pierwszy łyk zimnej coca-coli z puszki. Starasz się opanować i przygotować na nadchodzące uderzenie, ale nie jesteś w stanie. Jak powiedziała Królowa Elżbieta nadając tytuł lorda Michałowi Kożuchowskiemu „Officialy, the best music producer. Bitch”. Nowa płyta to potwierdza.
Nigdy nie życzyłem nikomu źle. Zrobię to po raz pierwszy, ale na własne życzenie. W wywiadzie dla CGM Tede mówił, że jeden diss na niego to jeden nowy, lepszy numer. Życzę tylu, by starczyło na nową płytę.
PS. Dwie sprawy.
Zaczniemy od dupy strony.. „Tłek”. Kiedy w marcu rozmawiałem z Ablem powiedział, że nagrał z Tede kilka numerów. Na razie usłyszeliśmy jeden, następne na wspólnej płycie?
Druga sprawa.. „Słag Kogz Dupy” przypomniał mi jak dobrą płytą był „Paffistotedes”. Liczę, że chłopaki znów coś wspólnie namieszają. Brakuje mi wiksy!
13 comments
Tede nagrał zajebisty S.P.O.R.T. w 2001.. płytę kupiłem jeszcze jako małolat na stadionie X-lecia… później było dużo chujowiej… O ile jeszcze hajs hajs hajs był do przesłuchania to cała reszta była o kant dupy potłuc. Fajnie, że się nigdy nie krył, że chce zarabiać tony szmalu. Propsy za szczerość. To o czym się jednak zapomina to to, że z zajebiście przewiniętych kawałków zszedł na manowce i numery o niczym, zwyczajnie pierdolił od rzeczy, te kawałki jednym uchem wchodziły aby zaraz uciec następnym. Teraz mimo tego, że nadal jest na poziomie szczerości to i muzyka i treść się jakoś układa jest flow, jest jakiś tam przekaz, są tłuste podkłady – wcześniej był to zwykły chłam. Nikt mi nie wciśnie, że Tede to napiętnowana czarna owca polskiego hh – przez długie lata po Sporcie robił zwyczajne gówno. No ale cóż, koniec końców liczy się to co teraz, a resztę można puścić w niepamięć. Dobrze, że to wszystko zaczęło grać ale jego czarny wtorek trwał kilka grubych lat. Nie wypada o tym zapominać. Dla mnie on się dopiero niedawno odnalazł po latach kaszany. Pozdro.
O bez kitu, znałem pobieżnie Paffistotedesa, a od 2 nich go słucham i jest przegenialny, PAFF jest świetny. Swoją drogą Mixtape’y Tedego zawsze trzymają ogromny poziom i niektóre spokojnie mogłyby być zwykłymi LP gdyby nie bity.
Szkoda ze tak mało.
najlepsze bity to cmrt, feat., j23 i tłek. streetwear również spoko, ale jednak dwie klasy niżej od wspomnianych
fajna recenzja; dla to najlepsza chyba płyta tedasa (choć 2, 3 kawałki mi nie podchodzą)-jest coś nowego na polskiej scenie rap, świeżego (mimo iż czasem czuć dużą inspirację R. Rossem na przykład, z drugiej strony wielu raperów utknęło na wu-tang clan i tkwi od lat). Jedynie nie wiem jak rozumieć te sprawy poboczne (konflikty tdfa)-bo tede jednak zbyt łatwo wiele rzeczy mówi i nie panuje w 100 procentach nad tym i czasem powinien się zatrzymać (czasem lepiej powiedzieć coś w cztery oczy a nie publicznie coś powiedzieć-vide Pezet/ ale faktycznie zapewne wiele jego fanów to „fałszywki”). Ważna sprawa w tym wszystkim wg mnie to prowokacja chyba ze strony Peji – numer z Mesem (tede bardzo chciał z nim nagrać, zaczepki typu wywiad gdzie mówi o zakazie koncertów w Poznaniu, ale i np. zauważyłem że serialu „Miłość na bogato” z którym PLNy
Radio Tede 7/10
Po linii najmniejszego oporu, gwoli ścisłości :)
Myślałem, że chociaż tu nie będzie trzeba tego mówić. Muszę jednak zauważyć, że „Mirafiori” NIE jest kawałkiem o furach. Damn…
Jasne, fura jest tłem. :-)
Ciekawa recenzja. Dobrze się czyta, jednak czy aby na pewno w tej płycie wszystko jest aż tak dobre? Naprawdę nie dostrzegasz w niej ani jednego słabego punktu?
Na maksa świetny album. Dla mnie raczej najlepszy w jego dyskografii.
tam każdy beat gniecie beret, ale jednak zgadzam się z recenzentem. Streetwear rozwala swoim minimalistycznym brzmieniem, mix jest tak genialny, że mógłbym słuchać samego instrumentala w kółko, te co Ty wspomniałeś są już mocno przesiąknięte zachodem, co nie znaczy, że gorsze, mimo wszystko, beaty które podałeś są moimi faworytami ;). 5
fajna recenzja. czuję jednak lekki niedosyt, no i zdecydowanie za dużo cytowania ;)