„Świat się skończył i świat się zaczął po Elliminati” rapuje w otwierającym płytę numerze Tede. Raper wyciągnął srogą nauczkę po czterech latach spędzonych na branżowym wygnaniu. Wrócił do ciężkiej pracy u podstaw, która w zeszłym roku przyniosła oczekiwane (lub całkiem możliwe, że nieoczekiwane) rezultaty. Przed nową premierą padło dużo mocnych słów, min. takich że „Elliminati” to demo „Kurta Rolsona”. Porównanie trochę przesadzone, ale zasadne jeżeli zeszłoroczną premierę traktować jako oczyszczenie. Tegoroczna to rozliczenie.

Możesz mówić, że to marketing i egocentryzm, ale Tede jak Mes zawsze był na „poziomie szczerości, który zawstydza innych”. Przez to zresztą znalazł się na rapowych manowcach. Lata mijają, a idole młodzieży się nie zmieniają. Siedzą bezpiecznie na swoich pozycjach i pielęgnują własne interesy. To jednak pozorny luz. W rzeczywistości są naładowani jak Magnum Harryego Callahana. Doskonałym przykładem tego o czym piszę są wydarzenia  sprzed kilku dni. Wystarczył kilkudziesięciosekundowy trailer rozmowy Rawicza i Zeglera z Granieckim, żebyśmy mieli okazję zobaczyć niemały popis popularnego zjawiska określanego grzecznie bólem pośladków. Widzieliście całą rozmowę? Nie ma, w niej ani jednej konkretnej zaczepki, nie mówiąc już o próbach rozliczania. Jak widać uliczni twardziele, aspirujący do miana angielskich chuliganów są jednak bardziej delikatni niż się wydaje.

To o czym piszę od samego początku słychać na płycie. Tede wyciągnął wnioski, odpuścił niepotrzebne napięcia i rzucanie ksywkami. Nie znaczy to jednak, że zapomniał o festiwalu hipokryzji jaki wszyscy mamy od dawna okazję obserwować. Dla niego szczególnie ważnego i osobistego, ponieważ był jego główną ofiarą.

Od roku, może dwóch pieniądze powszechnie przestają być tematem tabu (nigdy nie wiem dlaczego były). Jasne było kilku raperów, którzy nigdy nie ukrywali swoich motywacji oraz dumy z tego co im się udało osiągnąć, ale stanowili mniejszość. Graniecki postanowił to wszystkim przypomnieć. Temat pieniędzy przywołuje min. w „Trinity”, „Kara’vanie”, czy „CMRT”: „Mijały lata, zapał ostygł, plan był prosty. Brać szmal. I tak mówili ze gram dla forsy. Banda gorszych miała wtedy ten sam plan […] Chętnie brali to na starych patentach. Niezależnie od tempa, to ta sama piosenka. Plan był piękny: utrzymać taki rzeczy stan. Urzynać tych kuponów ile tu się tylko da. Patrze na ziomów co pamiętam tu ich sprzed lat. Widzę ta agenda jest u nich permanentna” […] Czuje się oszukany dziś, coś jest nie tak, gdzie jest bieda. Ktoś tu się jednak sprzedał i to jest przekaz […] „Kolesie liczyli, że mnie się pozbędą i będą już lecieć sami na top. Na topie hajs jest, na tobie hajs jest kolesie w rapgrze są cwani na to”.

Obrywa się także sezonowcom, którzy dziś stanowią jego fanbase: „Kiedy jechałem tu furą pokazywałeś mi fucka przez szybę. Zabawny fuckup, po paru latach mi machasz, papamobile”.

Ci sezonowcy nie pojawili się przez przypadek. To co muzycznie w parze z Sir Michem robi Tede jest na polskiej scenie unikalne. Każdy chce być fresh, ale nie każdy potrafi. Na nieszczęście dla młodych graczy, ale umiejętności zdobywa się latami. To też od jakiegoś czasu jest coraz bardziej spornym elementem. Przypomnę tutaj swoje słowa z lipca zeszłego roku: „Nie masz szans na prawdziwy sukces,  jeżeli od pierwszego do ostatniego numeru raczysz jednolitym flow. Nie uda Ci się również, jeżeli nie zadbasz o nowatorską warstwę producencką. W końcu nie pomogą Ci nawet najlepsi goście. Oczywiście, możesz iść utartymi ścieżkami i nagrywać rokrocznie taką samą płytę. Osiągniesz dzięki niej sukces finansowy, ale pod warunkiem, że na Facebooku zgromadzisz kilkaset tysięcy fanów. Wielu z nich dostrzeże  jednak to,  że idziesz po najmniejszej linii oporu i z przyjemnością Ci to wytknie. Wtedy będziesz mógł nazwać ich hejterami i wspólnie z kolegami nagrać numer, w którym ubolewasz nad ilością jadu, który w ciebie tryska. Zapominasz jednak o najważniejszym.. Muchy lecą do gówna.”

Do tego konfliktu Tede odniósł się w „Najba muzik”: „Dziewięćdziesiąty siódmy, git, pianinko, smutny bit. Proszę wytłumacz mi, co jest takiego złego w tym tu. Czy nie ma miejsca na rynku dla tego podejścia i tego rytmu? Twórczość zmiana stylu Najba muzik, real hiphop […] Ludzie chcą świeżych werbli i przecież w głębi sam wiesz. Świat pędzi i nie sądzisz chyba ze się zatrzyma przy nas. Trzymam linie proporcjonalnie do tego jak nagrywam”. Co ciekawe pomimo, że sam muzycznie twardo stoi po jednej ze stron, to deprecjonuje istotę podziału i uważa go za sztuczny: „Oldskul versus newschool shit jeden styl jeb ten syf. Babrać nie chce w tym chce więcej pieniędzy”.

Tede nie byłby sobą, gdyby nie nagrał numeru o furach do fury i ciuchach. W tej ostatniej kwestii też zresztą daje pstryczka  w nos scenie. Łącząc smak ze stylem robi to na najlepszym bicie („Streetwear”) z płyty : „Twój idol zarabia jak kupujesz jego bluzy, masz pytania? […] Jemu już stykło dziś, czas go wychłodzić”.

Z samochodami jest inaczej niż do tej pory. Range i BMW idą w odstawkę.  Na salony wjeżdża klasyka gatunku i kanciasta, pożądana w pewnych kręgach „Rumunka”. Mirafiori jest kultowe, a „Mirafiori” będzie kultowe ze względu na doskonały refren Dannyego. Czapki z głów. Jeżeli nie zerwie wam ich As Aptaunu, to.. Dacia Logan, gaz podłoga! „DLS” – tej muzyki słucha się głośno.

Słucha się głośno, bo bity są piękne, porywające, [wstaw dowolny epitet], jak pierwszy łyk zimnej coca-coli z puszki. Starasz się opanować i przygotować na nadchodzące uderzenie, ale nie jesteś w stanie. Jak powiedziała Królowa Elżbieta nadając tytuł lorda Michałowi Kożuchowskiemu „Officialy, the best music producer. Bitch”. Nowa płyta to potwierdza.

Nigdy nie życzyłem nikomu źle. Zrobię to po raz pierwszy, ale na własne życzenie. W wywiadzie dla CGM Tede mówił, że jeden diss na niego to jeden nowy, lepszy numer. Życzę tylu, by starczyło na nową płytę.

PS. Dwie sprawy.

Zaczniemy od dupy strony.. „Tłek”. Kiedy w marcu rozmawiałem z Ablem powiedział, że nagrał z Tede kilka numerów. Na razie usłyszeliśmy jeden, następne na wspólnej płycie?

Druga sprawa..  „Słag Kogz Dupy” przypomniał mi jak dobrą płytą był „Paffistotedes”. Liczę, że chłopaki znów coś wspólnie namieszają. Brakuje mi wiksy!