Lil Wayne po tym jak 12 marca dostał ataku padaczki ostatni tydzień spędził w kalifornijskim szpitalu Cedar-Sinai. Internet huczał od plotek, dotyczących powodów złego stanu zdrowia. Najwięcej mówiło się o uzależnieniu rapera od kodeiny (dobra na kaszel, ale w większej ilości działa narkotycznie). Label Young Money obrał taktykę defensywną i skupił się na odpieraniu argumentów, które sugerowały to, że raper przedawkował.

Prezydent wytwórni, Mack Maine przekonywał na Twitterze, że Lil Wayne wcale nie był bliski śmierci (takie informacje pojawiły się nawet na Onecie, który powołując się na plotkarski  portal TMZ.COM napisał, że raper otrzymał już ostatnie namaszczenie). Z kolei CEO Cash Money, Birdman powiedział w nowojorskim radiu HOT 97, że napad nie miał nic wspólnego z narkotykami i był wynikiem ciężkiej pracy.

Nawet jeśli weźmiemy słowa przedstawicieli Young Money na serio, to nie sposób zaprzeczyć temu, że część raperów zakochała się w drinku określanym jako purple drank, sizzurp, texas tea czy dirty sprite. Fioletowy napój to mikstura składająca się z syropu na kaszel (który zawiera kodeinę), tabletek i sody.

To nie był pierwszy atak padaczki Wayne’a, wcześniej spotykało go to kilkukrotnie (podobnie jak Rick Rossa). Obaj raperzy zręcznie unikają tematu i dyplomatycznie tłumaczą się zmęczniem.

Moglibyśmy w to uwierzyć, gdyby nie miłosne wyznania do kodeiny, które pojawiły się na trzecim Carterze..

Lil Wayne nie pomógł sobie także w 2009 roku, kiedy zapytany przez VH1 o purple drank odpowiedział: Do diabła! Dlaczego mam przestać pić to co jest w moim kubku?! Niech ludzie zajmą się swoimi sprawami.

Pada dziś wiele pytań o to, czy Wayne może skończyć jako wybitny (dyskusyjne) artysta umierający przez sizzurp. Jedno jest pewne. Nie da się odpowiedzieć historii hip-hopu pomijając rolę narkotyków.

Narkotyki i hip-hop są ze sobą splecione od początków kultury. Na wiele sposobów pomogły one w rozwoju sztuki, ukształtowały wieloletnie perspektywy i dyktowały modę w rapie, ale podobnie jak muzyka są cykliczne.

Zniszczenie spowodowane przez crack, dało impuls społeczności, która była prawdziwym odzwierciedleniem cierpienia jakie powodował narkotyk. Kokainowe opary pozwoliły stworzyć muzykę, która wyrażała prawdziwe nieszczęście i przełamywała tematy tabu. Crack lepiej, lub gorzej wpłynął na kulturę hip-hopową. Czy dziś mamy do czynienia z takim samym procesem?

Jego początki odnajdujemy na południu w 2000 roku, kiedy to legendarny DJ Screw zmarł z powodu przedawkowania wydawanego wyłącznie na receptę lekarstwa na kaszel (które zawierało kodeinę). Jak na ironię to właśnie wtedy do powszechnego użycia wszedł termin sizzurp stworzony przez Three Six Mafia. 

Przez 13 lat popularność nektaru znacząco wzrosła. Obraz podwójnie ułożonych styropianowych kubków stał się międzynarodowym symbolem sippin. Pomimo dramatycznych wydarzeń jak choćby śmierć Pimp C z Undergound Kingz, raperzy nie zniechęcili się, wręcz wyglądają na bardziej zachęconych.

Dla zobrazowania sytuacji warto przytoczyć badania sprzed dekady, kiedy to 8,3% studentów z Uniwersytetu w Teksasie przyznało się do picia purple drank. Dziś odsetek nie zmalał, wręcz przeciwnie stale rośnie.

Najmłodsza generacja raperów, którzy przebojem weszli do mainstreamu charakteryzuje się właśnie zamiłowaniem do zabójczej mieszanki. Doskonale widać to na przykładzie A$AP Rocky’ego, który pomimo, że jest z Harlemu to w ogromnej mierze czerpie z Houston (stamtąd pochodził DJ Screw).

Wygląda na to, że krajobrazu hip-hopu ulega dużej zmianie. Los Angeles Times opisał ostatnio malejącą rolę przemocy w rapie, która została zamieniona na narkotykowe recepty, pigułki i marihuanę.

Pozytywnym zjawiskiem jest to, że znika obraz przepitego rapera (w USA, nie u nas), ale artyści z łatwością odnaleźli się wśród innych używek. Zapewne jest to kwestia pokolenia, które jest zbyt zajęte imprezowaniem i wrzucaniem w siebie pigułek niż tworzeniem treści. Żyjemy w czasach, w których motto YOLO jest wystarczającym powodem do spróbowania nie tylko zakazanych substancji, ale także pociągnięcia za spust (wystarczy spojrzeć na problem rosnącej przestępczości w Chicago i promowania nieletnich gangsterów przez muzycznych gigantów).

Najprawdopodobniej jest to kolejny etap narkotykowej miłości i podobnie jak crack zostanie zastąpiony innym. Nie zanosi się jednak na to, żeby prędko coś się w tej kwestii zmieniło.

Tekst powstał na podstawie artykułu Why hip-hop needs to kick the syrup habit, Mike’a McCray’a (TheGrio).